-
Notifications
You must be signed in to change notification settings - Fork 0
/
k12.html
983 lines (983 loc) · 49.9 KB
/
k12.html
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
296
297
298
299
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
316
317
318
319
320
321
322
323
324
325
326
327
328
329
330
331
332
333
334
335
336
337
338
339
340
341
342
343
344
345
346
347
348
349
350
351
352
353
354
355
356
357
358
359
360
361
362
363
364
365
366
367
368
369
370
371
372
373
374
375
376
377
378
379
380
381
382
383
384
385
386
387
388
389
390
391
392
393
394
395
396
397
398
399
400
401
402
403
404
405
406
407
408
409
410
411
412
413
414
415
416
417
418
419
420
421
422
423
424
425
426
427
428
429
430
431
432
433
434
435
436
437
438
439
440
441
442
443
444
445
446
447
448
449
450
451
452
453
454
455
456
457
458
459
460
461
462
463
464
465
466
467
468
469
470
471
472
473
474
475
476
477
478
479
480
481
482
483
484
485
486
487
488
489
490
491
492
493
494
495
496
497
498
499
500
501
502
503
504
505
506
507
508
509
510
511
512
513
514
515
516
517
518
519
520
521
522
523
524
525
526
527
528
529
530
531
532
533
534
535
536
537
538
539
540
541
542
543
544
545
546
547
548
549
550
551
552
553
554
555
556
557
558
559
560
561
562
563
564
565
566
567
568
569
570
571
572
573
574
575
576
577
578
579
580
581
582
583
584
585
586
587
588
589
590
591
592
593
594
595
596
597
598
599
600
601
602
603
604
605
606
607
608
609
610
611
612
613
614
615
616
617
618
619
620
621
622
623
624
625
626
627
628
629
630
631
632
633
634
635
636
637
638
639
640
641
642
643
644
645
646
647
648
649
650
651
652
653
654
655
656
657
658
659
660
661
662
663
664
665
666
667
668
669
670
671
672
673
674
675
676
677
678
679
680
681
682
683
684
685
686
687
688
689
690
691
692
693
694
695
696
697
698
699
700
701
702
703
704
705
706
707
708
709
710
711
712
713
714
715
716
717
718
719
720
721
722
723
724
725
726
727
728
729
730
731
732
733
734
735
736
737
738
739
740
741
742
743
744
745
746
747
748
749
750
751
752
753
754
755
756
757
758
759
760
761
762
763
764
765
766
767
768
769
770
771
772
773
774
775
776
777
778
779
780
781
782
783
784
785
786
787
788
789
790
791
792
793
794
795
796
797
798
799
800
801
802
803
804
805
806
807
808
809
810
811
812
813
814
815
816
817
818
819
820
821
822
823
824
825
826
827
828
829
830
831
832
833
834
835
836
837
838
839
840
841
842
843
844
845
846
847
848
849
850
851
852
853
854
855
856
857
858
859
860
861
862
863
864
865
866
867
868
869
870
871
872
873
874
875
876
877
878
879
880
881
882
883
884
885
886
887
888
889
890
891
892
893
894
895
896
897
898
899
900
901
902
903
904
905
906
907
908
909
910
911
912
913
914
915
916
917
918
919
920
921
922
923
924
925
926
927
928
929
930
931
932
933
934
935
936
937
938
939
940
941
942
943
944
945
946
947
948
949
950
951
952
953
954
955
956
957
958
959
960
961
962
963
964
965
966
967
968
969
970
971
972
973
974
975
976
977
978
979
980
981
982
983
<h1>KSIĘGA DWUNASTA<br>
KOCHAJMY SIĘ</h1>
<h2>Treść:</h2>
<h3>Ostatnia uczta staropolska - Arcyserwis - Objaśnienie jego figur -
Jego ruchy - Dąbrowski udarowany - Jeszcze o Scyzoryku. - Kniaziewicz udarowany. -
Pierwszy akt urzędowy Tadeusza przy objęciu dziedzictwa - Uwagi Gerwazego - Koncert nad
koncertami - Polonez - Kochajmy się!</h3>
<div>
<p> </p>
<p>Na koniec z trzaskiem sali drzwi na wściąż otwarto.</p>
<p>Wchodzi pan Wojski w czapce i z głową zadartą,</p>
<p>Nie wita się i miejsca za stołem nie bierze,</p>
<p>Bo Wojski występuje w nowym charakterze,</p>
<p>Marszałka dworu; laskę ma na znak urzędu</p>
<p>I tą laską z kolei, jako mistrz obrzędu,</p>
<p>Wskazuje wszystkim miejsca i gości usadza.</p>
<p>Naprzód, jako najpierwsza województwa władza,</p>
<p>Podkomorzy-Marszałek wziął miejsce zaszczytne:</p>
<p>Ze słoniowym poręczem krzesło aksamitne;</p>
<p>Obok na prawej stronie jenerał Dąbrowski,</p>
<p>Na lewej siadł Kniaziewicz, Pac i Małachowski.</p>
<p>Śród nich Podkomorzyna, dalej inne panie,</p>
<p>Oficerowie, pany, szlachta i ziemianie,</p>
<p>Mężczyźni i kobiety, na przemian po parze</p>
<p>Usiadają porządkiem, gdzie Wojski ukaże.</p>
<p> </p>
<p>Pan Sędzia skłoniwszy się opuścił biesiadę;</p>
<p>On na dziedzińcu włościan traktował gromadę;</p>
<p>Zebrawszy ich za stołem na dwa staje długim,</p>
<p>Sam siadł na jednym końcu, a pleban na drugim.</p>
<p>Tadeusz i Zofija do stołu nie siedli;</p>
<p>Zajęci częstowaniem włościan, chodząc jedli.</p>
<p>Starożytny był zwyczaj, iż dziedzice nowi</p>
<p>Na pierwszej uczcie sami służyli ludowi.</p>
<p> </p>
<p>Tymczasem goście, potraw czekający w sali,</p>
<p>Z zadziwieniem na wielki serwis poglądali,</p>
<p>Którego równie drogi kruszec jak robota.</p>
<p>Jest podanie, że książę Radziwiłł-Sierota</p>
<p>Kazał ten sprzęt na urząd w Wenecyi zrobić</p>
<p>I wedle własnych planów po polsku ozdobić.</p>
<p>Serwis, potem zabrany czasu wojny szwedzki?j,</p>
<p>Przeszedł, nie wiedzieć jaką drogą, w dom
szlachecki.</p>
<p>Dziś ze skarbca dobyty zajął środek stoła</p>
<p>Ogromnym kręgiem na kształt karetnego koła.</p>
<p> </p>
<p>Serwis ten był nalany ode dna po brzegi</p>
<p>Piankami i cukrami białemi jak śniegi:</p>
<p>Udawał przewybornie krajobraz zimowy;</p>
<p>W środku czerniał ogromny bór konfiturowy:</p>
<p>Stronami domy, niby wioski i zaścianki,</p>
<p>Okryte zamiast śronu cukrowwemi pianki;</p>
<p>Na krawędziach naczynia, stoją dla ozdoby</p>
<p>Niewielkie, z porcelany wydęte osoby</p>
<p>W polskich strojach; jakoby aktory na scenie,</p>
<p>Zdawały się przedstawiać jakoweś zdarzenie;</p>
<p>Gest ich sztucznie wydany, farby osobliwe,</p>
<p>Tylko głosu im braknie, zresztą gdyby żywe.</p>
<p> </p>
<p>Cóż przedstawiają? - goście pytali ciekawi,</p>
<p>Zaczem Wojski podnosi laskę i tak prawi</p>
<p>(Tymczasem podawano wódkę przed jedzeniem):</p>
<p>"Za mych Wielce Mościwych Panów pozwoleniem:</p>
<p>Te persony, których tu widzicie bez liku,</p>
<p>Przedstawiają polskiego historią sejmiku,</p>
<p>Narady, wotowanie, tryumfy i waśnie;</p>
<p>Sam tę scenę odgadłem i Państwu objaśnię.</p>
<p> </p>
<p>"Oto na prawo widać liczne szlachty grono:</p>
<p>Pewnie ich przed sejmikiem na ucztę sproszono.</p>
<p>Czeka nakryty stolik; nikt gości nie sadza,</p>
<p>Stoją kupkami, każda kupka się naradza.</p>
<p>Patrzcie, iż w każdej kupce stoi w środku człowiek,</p>
<p>Z którego ust otwartych, z podniesionych powiek,</p>
<p>Rąk niespokojnych, widać - mówca; cóś tłomaczy,</p>
<p>I palcem eksplikuje, i na dłoni znaczy.</p>
<p>Ci mowcy zalecają swoich kandydatów</p>
<p>Z różnym skutkiem, jak widać z miny szlachty bratów.</p>
<p> </p>
<p>Wprawdzie tam w drugiej kupie szlachta pilnie słucha,</p>
<p>Ten ręce za pas zatknął i przyłożył ucha,</p>
<p>Ów dłoń przy uchu trzyma i milczkiem wąs kręci,</p>
<p>Zapewne słowa zbiera i niże w pamięci;</p>
<p>Cieszy się mowca, widząc, że są nawróceni,</p>
<p>Gładzi kieszeń, bo kreski ich już ma w kieszeni.</p>
<p> </p>
<p>Lecz za to w trzeciem gronie dzieje się inacz?j;</p>
<p>Tu mówca musi łowić za pasy słuchaczy.</p>
<p>Patrzcie! wyrywają się i cofają uszy;</p>
<p>Patrzcie, jako ten słuchacz od gniewu się puszy,</p>
<p>Wzniosł ręce, grozi mówcy, usta mu zatyka,</p>
<p>Pewnie słyszał pochwały swego przeciwnika;</p>
<p>Ten drugi, pochyliwszy czoło na kształt byka,</p>
<p>Powiedziałbyś, że mówcę pochwyci na rogi;</p>
<p>Ci biorą się do szabel, tamci poszli w nogi.</p>
<p> </p>
<p>Jeden między kupkami szlachcic cichy stoi,</p>
<p>Widać, że człek bezstronny, waha się i boi;</p>
<p>Za kim dać kreskę? nie wie i sam z sobą w walce,</p>
<p>Pyta losu, wzniosł ręce, wytknął wielkie palce,</p>
<p>Zmrużył oczy, paznokciem do paznokcia mierzy,</p>
<p>Widać, że kreskę swoję kabale powierzy:</p>
<p>Jeśli palce trafią się, da afirmatywę,</p>
<p>A jeżeli się chybią, rzuci negatywę.</p>
<p> </p>
<p>Na lewej druga scena: refektarz klasztoru,</p>
<p>Obrócony na salę szlacheckiego zboru.</p>
<p>Starsi rzędem na ławach siedzą, młodsi stają</p>
<p>I ciekawi przez głowy w środek zaglądają;</p>
<p>W środku marszałek stoi, wazon w ręku trzyma,</p>
<p>Liczy gałki, szlachta je pożera oczyma.</p>
<p>Właśnie wytrząsł ostatnią; woźni ręce wznoszą</p>
<p>I imię obranego urzędnika głoszą.</p>
<p> </p>
<p>Jeden szlachcic na zgodę powszechną nie zważa.</p>
<p>Patrz, wytknął głowę oknem z kuchni refektarza,</p>
<p>Patrz, jak oczy wytrzeszczył, jak pogląda śmiało,</p>
<p>Usta otworzył, jakby chciał zjeść izbę całą:</p>
<p>Łatwo zgadnąć, że szlachcic ten zawołał: <<Veto!>></p>
<p>Patrzcie, jak za tą nagłą do kłótni podnietą</p>
<p>Tłoczy się do drzwi ciżba, pewnie idą w kuchnię;</p>
<p>Dostali szable, pewnie krwawy bój wybuchnie.</p>
<p> </p>
<p>Lecz tam, na korytarzu, Państwo uważacie</p>
<p>Tego starego księdza, co idzie w ornacie -</p>
<p>To przeor; Sanctissimum z ołtarza wynosi,</p>
<p>A chłopiec w komży dzwoni i na ustąp prosi;</p>
<p>Szlachta wnet szable chowa, żegna się i klęka,</p>
<p>A ksiądz tam się obraca, gdzie jeszcze broń szczęka;</p>
<p>Skoro przyjdzie, wnet wszystkich uciszy i zgodzi.</p>
<p> </p>
<p>Ach! wy nie pamiętacie tego, Państwo młodzi,</p>
<p>Jak wśród naszej burzliwej szlachty samowładnej,</p>
<p>Zbrojnej, nie trzeba było policyi żadnej;</p>
<p>Dopóki wiara kwitła, szanowano prawa,</p>
<p>Była wolność z porządkiem i z dostatkiem sława!</p>
<p>W innych krajach, jak słyszę, trzyma urząd drabów,</p>
<p>Policyjantów różnych, żandarmów, konstabów;</p>
<p>Ale jeśli miecz tylko bezpieczeństwa strzeże,</p>
<p>Żeby w tych krajach była wolność - nie uwierzę".</p>
<p> </p>
<p>Wtem dzwoniąc w tabakierę rzekł pan Podkomorzy:</p>
<p>"Panie Wojski, niech Wasze na potem odłoży</p>
<p>Te historyje; prawda, że sejmik ciekawy,</p>
<p>Ale my głodni, każ Wać przynosić potrawy".</p>
<p> </p>
<p>Na to Wojski, skłaniając aż do ziemi laskę:</p>
<p>"Jaśnie Wielmożny Panie, zróbże mi tę łaskę,</p>
<p>Zaraz dokończę scenę ostatnią sejmików:</p>
<p>Oto nowy marszałek na ręku stronników</p>
<p>Wyniesion z refektarza; patrz, jak szlachta braty</p>
<p>Rzucają czapki, usta otwarli - wiwaty!</p>
<p>A tam po drugiej stronie pan przekreskowany,</p>
<p>Sam jeden, czapkę wcisnął na łeb zadumany,</p>
<p>Żona przed domem czeka, zgadła, co się dzieje,</p>
<p>Biedna! oto na ręku pokojowej mdleje.</p>
<p>Biedna! Jaśnie Wielmożnej tytuł przybrać miała,</p>
<p>A znów tylko Wielmożną na lat trzy została!"</p>
<p> </p>
<p>Tu Wojski skończył opis i laską znak daje,</p>
<p>I wnet zaczęli wchodzić parami lokaje</p>
<p>Roznoszący potrawy: barszcz królewskim zwany</p>
<p>I rosoł staropolski sztucznie gotowany,</p>
<p>Do którego pan Wojski z dziwnemi sekrety</p>
<p>Wrzucił kilka perełek i sztukę monety</p>
<p>(Taki rosoł krew czyści i pokrzepia zdrowie).</p>
<p>Dalej inne potrawy, a któż je wypowie!</p>
<p>Kto zrozumie nie znane już za naszych czasów</p>
<p>Te półmiski kontuzów, arkasów, blemasów,</p>
<p>Z ingredyjencyjami pomuchl, figatelów,</p>
<p>Cybetów, piżm, dragantów, pinelów, brunelów;</p>
<p>Owe ryby! łososie suche, dunajeckie,</p>
<p>Wyzyny, kawijary weneckie, tureckie,</p>
<p>Szczuki główne i szczuki podgłówne, łokietne,</p>
<p>Flądry i karpie ćwiki, i karpie szlachetne!</p>
<p>W końcu sekret kucharski: ryba nie krojona,</p>
<p>U głowy przysmażona, we środku pieczona,</p>
<p>A mająca potrawkę z sosem u ogona.</p>
<p> </p>
<p>Goście ani pytali nazwiska potrawy,</p>
<p>Ani ich zastanowił ów sekret ciekawy;</p>
<p>Wszystko prędko z żołnierskim jedli apetytem,</p>
<p>Kieliszki napełniając węgrzynem obfitym.</p>
<p> </p>
<p>Ale tymczasem wielki serwis barwę zmienił</p>
<p>I odarty ze śniegu już się zazielenił,</p>
<p>Bo lekka, ciepłem letnim powoli rozgrzana,</p>
<p>Roztopiła się lodu cukrowego piana</p>
<p>I dno odkryła, dotąd zatajone oku;</p>
<p>Więc krajobraz przedstawił nową porę roku,</p>
<p>Zabłysnąwszy zieloną, różnofarbną wiosną.</p>
<p>Wychodzą różne zboża, jak na drożdżach rosną,</p>
<p>Pszenicy szafranowej buja kłos złocisty,</p>
<p>Żyto ubrane w srebra malarskiego listy</p>
<p>I gryka wyrabiana sztucznie z czokolady,</p>
<p>I kwitnące gruszkami i jabłkami sady.</p>
<p> </p>
<p>Ledwie mają czas goście darów lata użyć.</p>
<p>Darmo proszą Wojskiego, żeby je przedłużyć:</p>
<p>Już serwis, jak planeta koniecznym obrotem,</p>
<p>Zmienia porę, już zboża malowane złotem,</p>
<p>Nabrawszy ciepła w izbie powoli topnieją,</p>
<p>Już trawy pożółkniały, liścia czerwienieją,</p>
<p>Sypią się, rzekłbyś, iż wiatr jesienny powiewa;</p>
<p>Na koniec owe chwilę przedtem strojne drzewa -</p>
<p>Teraz, jakby odarte od wichrów i śronu,</p>
<p>Stoją nagie; były to laski cynamonu</p>
<p>Lub udające sosnę gałązki wawrzynu,</p>
<p>Odziane zamiast kolców ziarenkami kminu.</p>
<p> </p>
<p>Goście pijący wino zaczęli gałązki,</p>
<p>Pnie i korzenie zrywać i gryźć dla zakąski.</p>
<p>Wojski obchodził serwis i, pełen radości,</p>
<p>Tryumfujące oczy obracał na gości.</p>
<p> </p>
<p>Henryk Dąbrowski udał wielkie zadziwienie</p>
<p>I rzekł: "Mój Panie Wojski, czy to chińskie cienie?</p>
<p>Czy to Pinety Panu dał w służbę swe bisy?</p>
<p>Czy dotąd u was w Litwie są takie serwisy</p>
<p>I wszyscy takim starym ucztują zwyczajem?</p>
<p>Powiedz mi, bo ja życie strawiłem za krajem".</p>
<p> </p>
<p>Wojski rzekł, kłaniając się: "Nie, Jaśnie
Wielmożny</p>
<p>Jenerale, nie jest to żaden kunszt bezbożny!</p>
<p>Jest to pamiątka tylko owych biesiad sławnych,</p>
<p>Które dawano w domach panów starodawnych,</p>
<p>Gdy Polska używała szczęścia i potęgi!</p>
<p>Com zrobił, tom wyczytał z tej tu oto księgi.</p>
<p> </p>
<p>Pytasz, czy wszędzie w Litwie ten się zwyczaj chowa?</p>
<p>Niestety! Już i do nas włazi moda nowa.</p>
<p>Niejeden panicz krzyczy, że nie cierpi zbytków,</p>
<p>Je jak Żyd, skąpi gościom potraw i napitków,</p>
<p>Węgrzyna pożałuje, a pije szatańskie</p>
<p>Fałszywe wino modne, moskiewskie, szampańskie;</p>
<p>Potem w wieczor na karty tyle złota straci,</p>
<p>Że za nie dałbyś ucztę na stu szlachty braci.</p>
<p>Nawet (bo co na sercu mam, dziś powiem szczerze,</p>
<p>Niech tego Podkomorzy za złe mi nie bierze)</p>
<p>Kiedym ten serwis cudny ze skarbca dobywał,</p>
<p>To nawet Podkomorzy, i on mnie przedrwiwał,</p>
<p>Mówiąc, że to machina zmudna, staroświecka,</p>
<p>Że to ma pozor niby zabawki dla dziecka,</p>
<p>Nieprzyzwoitej dla tak znakomitych ludzi!</p>
<p>Sędzio! i Sędzia mówił, że to gości znudzi!</p>
<p>A przecież, ile wnoszę z Panów zadziwienia,</p>
<p>Widzę, iż ten kunszt piękny godzien był widzenia!</p>
<p> </p>
<p>Nie wiem, czy się podobna okazyja zdarzy</p>
<p>Częstować w Soplicowie takich dygnitarzy.</p>
<p>Widzę, że Pan Jenerał na biesiadach zna się.</p>
<p>Niechaj przyjmie tę książkę, ona Panu zda się,</p>
<p>Gdy będziesz dla monarchów zagranicznych grona</p>
<p>Dawał ucztę, ba, nawet dla Napoleona.</p>
<p>Ale pozwól, nim księgę tę Panu poświęcę,</p>
<p>Niech powiem, jakim trafem wpadła w moje ręce".</p>
<p> </p>
<p>Wtem szmer powstał za drzwiami; razem głosów wiele</p>
<p>Zawołało: "Niech żyje Kurek na kościele!"</p>
<p>Ciżba tłoczy się w salę, a Maciej na czele.</p>
<p>Sędzia gościa za rękę do stołu prowadził</p>
<p>I wysoko pomiędzy wodzami posadził,</p>
<p>Mówiąc: "Panie Macieju, niedobry sąsiedzie,</p>
<p>Przyjeżdżasz bardzo późno, prawie po obiedzie".</p>
<p> </p>
<p>"Jem wcześnie - rzekł Dobrzyński - ja tu nie dla
jadła</p>
<p>Przybyłem, tylko że mnie ciekawość napadła</p>
<p>Obejrzeć z bliska naszą armię narodową.</p>
<p>Wiele by gadać - jest to ani to, ni owo!</p>
<p>Szlachta mnie obaczyła i gwałtem tu wiedzie,</p>
<p>A Waszeć za stół sadzasz - dziękuję, sąsiedzie".</p>
<p>To wyrzekłszy, przewrócił talerz dnem do góry</p>
<p>Na znak, że jeść nie będzie, i milczał ponury.</p>
<p> </p>
<p>"Panie Dobrzyński - rzekł mu jenerał Dąbrowski
-</p>
<p>Tyż to jesteś ów sławny rębacz Kościuszkowski,</p>
<p>Ów Maciej, zwany Rózga! Znam ciebie ze sławy.</p>
<p>I proszę, takiś dotąd czerstwy, taki żwawy!</p>
<p>Ileż to lat minęło! Patrz, jam się podstarzał,</p>
<p>Patrz, i Kniaziewiczowi już się włos poszarzał,</p>
<p>A ty jeszcze z młodszymi mógłbyś pójść w zapasy,</p>
<p>I Rózga twoja kwitnie pono jak przed czasy;</p>
<p>Słyszałem, żeś niedawno Moskalów oćwiczył.</p>
<p>Lecz gdzie są bracia twoi? Niezmiernie bym życzył</p>
<p>Widzieć te Scyzoryki i te wasze Brzytwy,</p>
<p>Ostatnie egzemplarze starodawnej Litwy".</p>
<p> </p>
<p>"Jenerale - rzekł Sędzia - po owem zwycięstwie</p>
<p>Prawie wszyscy Dobrzyńscy schronili się w Księstwie;</p>
<p>Zapewne do którego weszli legijonu!"</p>
<p>"W istocie - odpowiedział młody szef szwadronu -</p>
<p>Mam w drugiej kompaniji wąsate straszydło,</p>
<p>Wachmistrza Dobrzyńskiego, co się zwie Kropidło,</p>
<p>A Mazury zowią go litewskim niedźwiedziem.</p>
<p>Jeśli Jenerał każe, to go tu przywiedziem".</p>
<p>"Jest - rzekł porucznik - kilku innych rodem z
Litwy,</p>
<p>Jeden żołnierz znajomy pod imieniem Brzytwy</p>
<p>I drugi, co z tromblonem jeździ na flankiery;</p>
<p>Są także w pułku strzelców dwa grenadyjery</p>
<p>Dobrzyńscy". </p>
<p> </p>
<p>"Ale, ale, o ich naczelniku -</p>
<p>Rzekł Jenerał - chcę wiedzieć, o tym Scyzoryku,</p>
<p>O którym mnie Pan Wojski tyle prawił cudów,</p>
<p>Jakby o jednym z owych dawnych wielkoludów".</p>
<p> </p>
<p>"Scyzoryk - rzecze Wojski - choć nie egzulował,</p>
<p>Ale bojąc się śledztwa, przed Moskwą się schował;</p>
<p>Całą zimę nieborak tułał się po lasach,</p>
<p>Teraz dopiero wyszedł; w tych wojennych czasach</p>
<p>Mógłby się na co przydać, jest rycerskim człekiem,</p>
<p>Szkoda tylko, że trochę przyciśniony wiekiem.</p>
<p>Lecz owóż on!..."</p>
<p> </p>
<p>Tu Wojski palcem wskazał w sieni,</p>
<p>Gdzie czeladź i wieśniacy stali natłoczeni,</p>
<p>A nad wszystkich głowami łysina błyszcząca</p>
<p>Ukazała się nagle jak pełnia miesiąca,</p>
<p>Trzykroć weszła i trzykroć znikła w głów obłoku;</p>
<p>Klucznik idąc kłaniał się, aż dobył się z tłoku</p>
<p>I rzekł : </p>
<p> </p>
<p>"Jaśnie Wielmożny Koronny Hetmanie</p>
<p>Czy Jenerale, mniejsza o tytułowanie,</p>
<p>Jam jest Rębajło, staję na twe zawołanie</p>
<p>Z tym moim Scyzorykiem, który nie z oprawy</p>
<p>Ani z napisów, ale z hartu nabył sławy,</p>
<p>Że nawet o nim Jaśnie Wielmożny Pan wiedział.</p>
<p>Gdyby on gadać umiał, może by powiedział</p>
<p>Cokolwiek na pochwałę i tej starej ręki,</p>
<p>Która służyła długo, wiernie, Bogu dzięki,</p>
<p>Ojczyźnie tudzież panów Horeszków rodzinie,</p>
<p>Czego pamięć dotychczas między ludźmi słynie.</p>
<p>Mopanku! rzadko który pisarz prowentowy</p>
<p>Tak zręcznie temperuje pióra, jak on głowy.</p>
<p>Długo liczyć! A nosów i uszu bez liku!</p>
<p>A nie ma żadnej szczerby na tym Scyzoryku</p>
<p>I żaden go nie splamił zbojecki uczynek,</p>
<p>Tylko otwarta wojna albo pojedynek.</p>
<p>Raz tylko! Panie, daj mu wieczny odpoczynek,</p>
<p>Bezbronnego człowieka, niestety, sprzątniono!</p>
<p>A i to, Bóg mi świadkiem, pro publico bono".</p>
<p> </p>
<p>"Pokaż no - rzekł śmiejąc się jenerał
Dąbrowski -</p>
<p>A to piękny scyzoryk, istny miecz katowski!"</p>
<p>I z zadziwieniem wielki rapier opatrywał,</p>
<p>I innym oficerom w kolej pokazywał;</p>
<p>Probowali go wszyscy, ale ledwie który</p>
<p>Z oficerów mógł podnieść ten rapier do góry.</p>
<p>Mówiono, że Dembiński, sławny ręki siłą,</p>
<p>Podźwignąłby szablicę, lecz go tam nie było.</p>
<p>Z obecnych zaś tylko szef szwadronu, Dwernicki,</p>
<p>I dowódca plutonu, porucznik Różycki,</p>
<p>Potrafili obracać tym żelaznym drągiem;</p>
<p>I tak rapier na probę szedł z rąk do rąk ciągiem.</p>
<p> </p>
<p>Lecz jenerał Kniaziewicz, wzrostem najsłuszniejszy,</p>
<p>Pokazało się, iż był w ręku najsilniejszy.</p>
<p>Ująwszy rapier, lekko jakby szpadę dźwignął</p>
<p>I nad głowami gości błyskawicą mignął,</p>
<p>Przypominając polskie fechtarskie wykręty:</p>
<p>K r z y ż o w ą s z t u k ę, m ł y ń c a,</p>
<p>c i o s k r z y w y, r a z c i ę t y,</p>
<p>C i o s k r a d z i o n y i t e m p y</p>
<p>k o n t r p u n k t ó w, t e r c e t ó w,</p>
<p>Które też umiał, bo był ze Szkoły Kadetów.</p>
<p> </p>
<p>Gdy śmiejąc się fechtował, Rębajło już klęczał,</p>
<p>Objął go za kolana i ze łzami jęczał</p>
<p>Za każdym zwrotem miecza: "Pięknie! Jenerale,</p>
<p>Czyś był konfederatem? Pięknie, doskonale!</p>
<p>To sztych Puławskich! Tak się Dzierżanowski składał!</p>
<p>To sztych Sawy! Któż Panu tak rękę układał?</p>
<p>Chyba Maciej Dobrzyński! A to, Jenerale,</p>
<p>Mój wynalazek, dalbóg mój, ja się nie chwalę,</p>
<p>To cięcie znane tylko w Rębajłów zaścianku,</p>
<p>Od mojego imienia zwane c i o s m o p a n k u.</p>
<p>Któż to Pana nauczył? To jest moje cięcie,</p>
<p>Moje!"</p>
<p>Wstał, Jenerała porwawszy w objęcie.</p>
<p>"Teraz umrę spokojnie! Jest przecie na świecie</p>
<p>Człowiek, który przytuli moje drogie dziecię;</p>
<p>Bo wszak nad tem od dawna dzień i noc boleję,</p>
<p>Czy po śmierci ten rapier mój nie zerdzewieje!</p>
<p>Otóż nie zerdzewieje! Mój Jaśnie Wielmożny</p>
<p>Jenerale, wybacz mi, porzućcie te rożny,</p>
<p>Niemieckie szpadki, to wstyd szlacheckiemu dziecku</p>
<p>Nosić ten kijek; weźmij szablę po szlachecku!</p>
<p>Oto ten mój Scyzoryk u nóg Twoich składam,</p>
<p>To jest, co najdroższego na świecie posiadam.</p>
<p>Nie miałem nigdy żony, nie miałem dziecięcia,</p>
<p>On był żoną i dzieckiem; z mojego objęcia</p>
<p>Nigdy on nie wychodził; od rana do mroku</p>
<p>Pieściłem go, on w nocy sypiał przy mym boku!</p>
<p>A kiedym się zestarzał, nad łóżkiem na ścianie</p>
<p>Wisiał, jako nad Żydem Boże przykazanie!</p>
<p>Myśliłem zakopać go razem z ręką w grobie,</p>
<p>Lecz znalazłem dziedzica! - Niechaj służy Tobie!"</p>
<p> </p>
<p>Jenerał wpół śmiejąc się, a na wpół wzruszony:</p>
<p>"Kolego - rzekł - jeżeli ustąpisz mnie żony</p>
<p>I dziecka, to zostaniesz przez resztę żywota</p>
<p>Bardzo samotny, stary, wdowiec i sierota!</p>
<p>Powiedz, czem ci ten drogi dar mam wynagrodzić</p>
<p>I czem twoje sieroctwo i wdowstwo osłodzić?"</p>
<p> </p>
<p>"Czy ja Cybulski? - rzecze na to Klucznik z żalem -</p>
<p>Co żonę przegrał, grając w mariasza z Moskalem,</p>
<p>Jak o tem pieśń powiada? - Ja mam dosyć na tem,</p>
<p>Że mój Scyzoryk jeszcze zabłyśnie przed światem</p>
<p>W takim ręku! - Niech tylko Jenerał pamięta,</p>
<p>Aby tasiemka była długa, rozciągnięta,</p>
<p>Bo to długie; a zawsze od lewego ucha</p>
<p>Ciąć oburącz, to przetniesz od głowy do
brzucha".</p>
<p> </p>
<p>Jenerał wziął Scyzoryk, lecz że bardzo długi,</p>
<p>Nie mógł nosić, w furgonie schowały go sługi.</p>
<p>Co się z nim stało, różnie powiadają o tem,</p>
<p>Lecz nikt pewnie nie wiedział ni wtenczas, ni potem.</p>
<p> </p>
<p>Dąbrowski rzekł do Maćka: "A ty co, Kolego?</p>
<p>Zdaje się, żeś ty nierad z przybycia naszego?</p>
<p>Milczysz kwaśny? I jakże, serce ci nie skacze,</p>
<p>Gdy widzisz orły złote, srebrne? gdy trębacze</p>
<p>Pobudkę Kościuszkowską trąbią ci nad uchem?</p>
<p>Maćku, myśliłem, że ty większym jesteś zuchem;</p>
<p>Jeśli szabli nie weźmiesz i na koń nie siędziesz,</p>
<p>Przynajmniej z kolegami wesoło pić będziesz</p>
<p>Zdrowie Napoleona i Polski nadzieje!"</p>
<p> </p>
<p>"Ha! - rzekł Maciej - słyszałem, widzę, co się
dzieje!</p>
<p>Ale, Panie, dwóch orłów razem się nie gnieździ!</p>
<p>Łaska pańska, Hetmanie, na pstrym koniu jeździł</p>
<p>Cesarz wielki bohater! gadać o tem wiele!</p>
<p>Pamiętam, że Puławscy, moi przyjaciele,</p>
<p>Mawiali, poglądając na Dymuryjera,</p>
<p>Że dla Polski polskiego trzeba bohatera,</p>
<p>Nie Francuza, ani też Włocha, ale Piasta,</p>
<p>Jana albo Józefa, lub Maćka - i basta.</p>
<p> </p>
<p>Wojsko! Mówią, że polskie! Lecz te fizyliery,</p>
<p>Sapery, grenadiery i kanonijery!</p>
<p>Więcej słychać niemieckich tytułów w tym tłumie</p>
<p>Niżeli narodowych! Kto to już zrozumie!</p>
<p>A muszą też być z wami Turki czy Tartary,</p>
<p>Czy syzmatyki, co ni Boga, ani wiary!</p>
<p>Sam widziałem: kobiety w wioskach napastują,</p>
<p>Przechodniów odzierają, kościoły rabują!</p>
<p>Cesarz idzie do Moskwy! daleka to droga,</p>
<p>Jeśli Cesarz Jegomość wybrał się bez Boga!</p>
<p>Słyszałem, że już podpadł pod klątwy biskupie;</p>
<p>Wszystko to jest..." Tu Maciej chleb umoczył w
supie</p>
<p>I jedząc nie dokończył ostatniego słowa.</p>
<p> </p>
<p>Nie w smak Podkomorzemu poszła Maćka mowa.</p>
<p>Młodzież zaczęła szemrać; Sędzia przerwał swary,</p>
<p>Głosząc przybycie trzeciej narzeczonej pary.</p>
<p> </p>
<p>Był to Rejent; sam siebie Rejentem ogłosił;</p>
<p>Nikt go nie poznał; dotąd polskie suknie nosił,</p>
<p>Lecz teraz Telimena, przyszła żona, zmusza</p>
<p>Warunkiem intercyzy wyrzec się kontusza;</p>
<p>Więc się Rejent rad nierad po francusku przebrał.</p>
<p>Widno, że mu frak duszy połowę odebrał.</p>
<p>Stąpa, jakby kij połknął, prosto, nieruchawo,</p>
<p>Jak żóraw; nie śmie spójrzeć ni w lewo, ni w prawo;</p>
<p>Mina gęsta, lecz z miny widać, że jest w męce,</p>
<p>Nie wie, jak się pokłonić, gdzie ma podziać ręce,</p>
<p>On, co tak gesty lubił! ręce za pas sadził -</p>
<p>Nie masz pasa - tylko się po żołądku gładził;</p>
<p>Postrzegł omyłkę; bardzo zmięszał się, spiekł raka</p>
<p>I ręce obie schował w jedną kieszeń fraka.</p>
<p>Idzie jakby przez rózgi śród szeptów i drwinek,</p>
<p>Wstydząc się za frak, jakby za niecny uczynek;</p>
<p>Aż spotkał oczy Maćka i zadrżał z bojaźni.</p>
<p> </p>
<p>Maciej dotąd z Rejentem żył w wielkiej przyjaźni.</p>
<p>Teraz wzrok nań obrócił tak ostry i dziki,</p>
<p>Że Rejent zbladnął, zaczął zapinać guziki,</p>
<p>Myśląc, że Maciej wzrokiem suknie z niego złupi;</p>
<p>Dobrzyński tylko dwakroć wyrzekł głośno: "Głupi!" -</p>
<p>I tak strasznie zgorszył się z Rejenta przebrania,</p>
<p>Że zaraz wstał od stołu i bez pożegnania</p>
<p>Wymknąwszy się, wsiadł na koń, wrócił do zaścianka.</p>
<p> </p>
<p>A tymczasem Rejenta nadobna kochanka,</p>
<p>Telimena, roztacza blaski swej urody</p>
<p>I ubior od stóp do głów co najświeższej mody.</p>
<p>Jaką miała sukienkę, jaki strój na głowie,</p>
<p>Daremnie pisać, pióro tego nie wypowie,</p>
<p>Chyba pędzel by skreślił te tiule, ptyfenie,</p>
<p>Blondyny, kaszemiry, perły i kamienie,</p>
<p>I oblicze różane, i żywe wejrzenie.</p>
<p> </p>
<p>Poznał ją zaraz Hrabia, z zadziwienia blady,</p>
<p>Wstał od stołu i szukał koło siebie szpady:</p>
<p>"I tyżeś to! - zawołał - czy mnie oczy łudzą?</p>
<p>Ty? w obecności mojej? ściskasz rękę cudzą?</p>
<p>O, niewierna istoto, o, duszo zmiennicza!</p>
<p>I nie skryjesz ze wstydu pod ziemię oblicza?</p>
<p>Takeś twojej tak świeżej niepomna przysięgi?</p>
<p>O łatwowierny! Po cóż nosiłem te wstęgi!</p>
<p>Lecz biada rywalowi, co mię tak znieważa!</p>
<p>Po moim chyba trupie pójdzie do ołtarza!"</p>
<p> </p>
<p>Goście powstali, Rejent okropnie się zmieszał,</p>
<p>Podkomorzy rywalów zagodzić pośpieszał;</p>
<p>Lecz Telimena wziąwszy Hrabiego na stronę:</p>
<p>"Jeszcze - szepnęła - Rejent nie wziął mię za żonę;</p>
<p>Jeżeli Pan przeszkadzasz, odpowiedzże na to,</p>
<p>A odpowiedz mi zaraz, krótko, węzłowato:</p>
<p>Czy mnie kochasz, czyś dotąd serca nie odmienił,</p>
<p>Czyś gotów, żebyś ze mną zaraz się ożenił?</p>
<p>Zaraz, dziś? - Jeśli zechcesz, odstąpię
Rejenta".</p>
<p> </p>
<p>Hrabia rzekł: "O, kobieto, dla mnie niepojęta!</p>
<p>Dawniej w uczuciach twoich byłaś poetyczną,</p>
<p>A teraz mi się zdajesz całkiem prozaiczną;</p>
<p>Cóż są wasze małżeństwa, jeśli nie łańcuchy,</p>
<p>Które związują tylko ręce, a nie duchy?</p>
<p>Wierzaj, są oświadczenia, nawet bez wyznania,</p>
<p>Są obowiązki nawet bez obowiązania!</p>
<p>Dwa serca, pałające na dwóch końcach ziemi,</p>
<p>Rozmawiają jak gwiazdy promieńmi drżącemi:</p>
<p>Kto wie! może dlatego ziemia tak do słońca</p>
<p>Dąży i tak jest zawsze miłą dla miesiąca,</p>
<p>Że wiecznie patrzą na się i najkrótszą drogą</p>
<p>Biegą do siebie - ale zbliżyć się nie mogą!"</p>
<p>"Dość już tego - przerwała - nie jestem planetą</p>
<p>Z łaski Bożej! Dość, Hrabio, ja jestem kobietą;</p>
<p>Już wiem resztę, przestań mi pleść ni to, ni owo.</p>
<p>Teraz ostrzegam: jeśli piśniesz jedno słowo,</p>
<p>Ażeby ślub mój zerwać, to jak Bóg na niebie,</p>
<p>Że z temi paznokciami przyskoczę do ciebie</p>
<p>I..."</p>
<p> </p>
<p>"Nie będę - rzekł Hrabia - szczęścia Pani
kłócił!"</p>
<p>I oczy pełne smutku i wzgardy odwrócił,</p>
<p>I ażeby ukarać niewierną kochankę,</p>
<p>Za przedmiot stałych ogniów wziął Podkomorzankę.</p>
<p> </p>
<p>Wojski pragnął młodzieńców poróżnionych zgodzić</p>
<p>Przykładami mądremi, więc zaczął wywodzić</p>
<p>Historyję o dziku nalibockich lasów</p>
<p>I o kłótni Rejtana z książęciem Denassów,</p>
<p>Ale goście tymczasem skończyli jeść lody</p>
<p>I z zamku na dziedziniec wyszli dla ochłody.</p>
<p> </p>
<p>Tam włość już kończy ucztę, krążą miodu dzbany,</p>
<p>Muzyka już się stroi i wzywa na tany;</p>
<p>Szukają Tadeusza, który stał na stronie</p>
<p>I coś pilnego szeptał swojej przyszłej żonie.</p>
<p> </p>
<p>"Zofijo! muszę ciebie w bardzo ważnej rzeczy</p>
<p>Radzić się; już pytałem stryja, on nie przeczy.</p>
<p>Wiesz, iż znaczna część wiosek, które mam posiadać,</p>
<p>Wedle prawa na ciebie powinna by spadać.</p>
<p>A chłopi nie są moi, lecz twoi poddani,</p>
<p>Nie śmiałbym ich urządzić bez woli ich pani.</p>
<p>Teraz, kiedy już mamy Ojczyznę kochaną,</p>
<p>Czyliż wieśniacy zyszczą z tą szczęśliwą zmianą</p>
<p>Tyle tylko, że pana innego dostaną?</p>
<p>Prawda, że byli dotąd rządzeni łaskawie,</p>
<p>Lecz po mej śmierci Bóg wie komu ich zostawię;</p>
<p>Jestem żołnierz, jesteśmy śmiertelni oboje,</p>
<p>Jestem człowiek, sam własnych kaprysów się boję;</p>
<p>Bezpieczniej zrobię, kiedy władzy się wyrzekę</p>
<p>I oddam los włościanów pod prawa opiekę.</p>
<p>Sami wolni, uczyńmy i włościan wolnemi,</p>
<p>Oddajmy im w dziedzictwo posiadanie ziemi,</p>
<p>Na której się zrodzili, którą krwawą pracą</p>
<p>Zdobyli, z której wszystkich żywią i bogacą.</p>
<p>Lecz muszę ciebie ostrzec, że tych ziem nadanie</p>
<p>Zmniejszy nasz dochod; w miernym musimy żyć stanie.</p>
<p>Ja przywykłem do życia oszczędnego z młodu;</p>
<p>Lecz ty, Zofijo, jesteś z wysokiego rodu,</p>
<p>W stolicy przepędziłaś twoje młode lata;</p>
<p>Czyż zgodzisz się żyć na wsi? z daleka od świata!</p>
<p>Jak ziemianka!"</p>
<p>A na to Zosia rzekła skromnie:</p>
<p>"Jestem kobietą, rządy nie należą do mnie.</p>
<p>Wszakże Pan będziesz mężem; ja do rady młoda.</p>
<p>Co Pan urządzisz, na to całym sercem zgoda!</p>
<p>Jeśli włość uwalniając, zostaniesz uboższy,</p>
<p>To, Tadeuszu, będziesz sercu memu droższy.</p>
<p>O moim rodzie mało wiem i nie dbam o to;</p>
<p>Tyle pomnę, że byłam ubogą, sierotą,</p>
<p>Że od Sopliców byłam za córkę przybrana,</p>
<p>W ich domu hodowana i za mąż wydana.</p>
<p>Wsi nie lękam się; jeśli w wielkim mieście żyłam,</p>
<p>To dawno; zapomniałam, wieś zawsze lubiłam;</p>
<p>I wierz mi, że mnie moje kogutki i kurki</p>
<p>Więcej bawiły niżli owe Peterburki;</p>
<p>Jeśli czasem tęskniłam do zabaw, do ludzi,</p>
<p>To z dzieciństwa; wiem teraz, że mnie miasto nudzi;</p>
<p>Przekonałam się zimą po krótkim pobycie</p>
<p>W Wilnie, że ja na wiejskie urodzona życie;</p>
<p>Pośród zabaw tęskniłam znów do Soplicowa.</p>
<p>Pracy też nie lękam się, bom młoda i zdrowa,</p>
<p>Umiem chodzić około domu, nosić klucze;</p>
<p>Gospodarstwa, obaczysz, jak ja się wyuczę!"</p>
<p> </p>
<p>Gdy Zosia domawiała ostatnie wyrazy,</p>
<p>Podszedł ku niej zdziwiony i kwaśny Gerwazy:</p>
<p>"Już wiem! - rzekł. - Sędzia mówił już o tej wolności!</p>
<p>Lecz nie pojmuję, co to ściąga się do włości!</p>
<p>Boję się, żeby to coś nie było z niemiecka!</p>
<p>Wszak wolność nie jest chłopska rzecz, ale
szlachecka!</p>
<p>Prawda, że się wywodzim wszyscy od Adama,</p>
<p>Alem słyszał, że chłopi pochodzą od Chama,</p>
<p>Żydowie od Jafeta, my szlachta od Sema,</p>
<p>A więc panujem jako starsi nad obiema.</p>
<p>Jużci pleban inaczej uczy na ambonie...</p>
<p>Powiada, że to było tak w Starym Zakonie,</p>
<p>Ale skoro Chrystus Pan, choć z krolów pochodził,</p>
<p>Między Żydami w chłopskiej stajni się urodził,</p>
<p>Odtąd więc wszystkie stany porównał i zgodził.</p>
<p>Niech i tak będzie, kiedy inaczej nie można!</p>
<p>Zwłaszcza że, jako słyszę, i Jaśnie Wielmożna</p>
<p>Pani moja, Zofija, na wszystko się zgadza;</p>
<p>Jej rozkazać, mnie słuchać; jużci przy niej władza.</p>
<p>Tylko ostrzegam, byśmy wolności nie dali</p>
<p>Pustej i słownej tylko, jako za Moskali,</p>
<p>Kiedy pan Karp nieboszczyk włościan wyswobodził,</p>
<p>A Moskal ich podatkiem potrójnym ogłodził.</p>
<p>Radzę więc, aby chłopów starym obyczajem</p>
<p>Uszlachcić i ogłosić, że im herb nasz dajem,</p>
<p>Pani udzieli jednym wioskom Półkozica,</p>
<p>Drugim niech swą Leliwę nada Pan Soplica.</p>
<p>Natenczas i Rębajło uzna chłopa rownym,</p>
<p>Gdy go ujrzy szlachcicem wielmożnym, herbownym,</p>
<p>Sejm potwierdzi. </p>
<p>A niech się mąż Pani nie trwoży,</p>
<p>Iż oddanie ziem Państwo tak bardzo zuboży;</p>
<p>Nie da Bóg, abym rączki córy dygnitarskiej</p>
<p>Widział umozolone w pracy gospodarskiej.</p>
<p>Jest na to sposób. - W zamku wiem ja pewną skrzynię,</p>
<p>W której jest Horeszkowskie stołowe naczynie,</p>
<p>Przytem różne sygnety, kanaki, manele,</p>
<p>Kity bogate, rzędy, cudne karabele,</p>
<p>Skarbczyk Stolnika, w ziemi skryty od grabieży;</p>
<p>Pani Zofiji jako dziedziczce należy;</p>
<p>Pilnowałem go w zamku jako oka w głowie</p>
<p>Od Moskalów i od was, Państwo Soplicowie.</p>
<p>Mam także spory worek mych własnych talarów,</p>
<p>Uzbieranych z wysługi tudzież z pańskich darów.</p>
<p>Myśliłem, gdy nam zamek wróconym zostanie,</p>
<p>Obrócić grosz na murów wyreperowanie;</p>
<p>Nowemu gospodarstwu dziś zda się w potrzebie; </p>
<p>A więc, Panie Soplico, wnoszę się do ciebie,</p>
<p>Będę żył u mej Pani na łaskawym chlebie</p>
<p>I kołysząc Horeszków pokolenie trzecie,</p>
<p>Wprawiać do Scyzoryka Pani mojej dziecię,</p>
<p>Jeśli syn - a syn będzie, bo wojny nadchodzą,</p>
<p>A w czasie wojny zawżdy synowie się rodzą".</p>
<p> </p>
<p>Ledwie ostatnie słowa domówił Gerwazy,</p>
<p>Gdy poważnemi kroki przystąpił Protazy,</p>
<p>Skłonił się i wydobył z zanadrza kontusza</p>
<p>Panegiryk ogromny w półtrzecia arkusza.</p>
<p>Skomponował go rymem podoficer młody,</p>
<p>Który niegdyś w stolicy sławne pisał ody,</p>
<p>Potem wdział mundur, lecz i w wojsku beletrysta,</p>
<p>Wiersze rabiał. - Już Woźny przeczytał ich trzysta,</p>
<p>Aż gdy przyszedł do miejsca: "O ty, której wdzięki</p>
<p>Budzą bolesną radość i rozkoszne męki!</p>
<p>Która na szyk Bellony gdy zwrócisz twarz piękną,</p>
<p>Złamią się wnet oszczepy i tarcze rozpękną,</p>
<p>Zwalcz dziś Marsa Hymenem; srogiej niezgod hydrze</p>
<p>Niech dłoń twoja syczące z czoła zmije wydrze!" -</p>
<p> </p>
<p>Tadeusz i Zofija ustawnie klaskali,</p>
<p>Niby chwaląc, w istocie nie chcąc słuchać dal?j.</p>
<p> </p>
<p>Już z rozkazu Sędziego pleban stał na stole</p>
<p>I ogłaszał włościanom Tadeusza wolę.</p>
<p> </p>
<p>Zaledwie usłyszeli nowinę poddani,</p>
<p>Skoczyli do panicza, padli do nóg pani,</p>
<p>"Zdrowie Państwu naszemu!" - ze łzami
krzyknęli;</p>
<p>Tadeusz krzyknął: "Zdrowie Spółobywateli,</p>
<p>Wolnych, równych, Polaków!"</p>
<p> </p>
<p>"Wnoszę Ludu zdrowie!" -</p>
<p>Rzekł Dąbrowski; lud krzyknął: "Niech żyją Wodzowie,</p>
<p>Wiwat Wojsko!" "Wiwat Lud, wiwat wszystkie
Stany!"</p>
<p>Tysiącem głosów zdrowia grzmiały na przemiany.</p>
<p> </p>
<p>Tylko Buchman radości podzielać nie raczył,</p>
<p>Pochwalał projekt, lecz go rad by przeinaczył,</p>
<p>A naprzód komisyją legalną wyznaczył,</p>
<p>Która by... Krótkość czasu była na zawadzie,</p>
<p>Że nie stało się zadość Buchmanowej radzie.</p>
<p> </p>
<p>Bo na dziedzińcu zamku już stali parami</p>
<p>Oficery z damami, wiara z wieśniaczkami:</p>
<p>"Poloneza!" - krzyknęli wszyscy w jedno słowo.</p>
<p>Oficerowie wiodą muzykę wojskową;</p>
<p>Ale pan Sędzia w ucho rzekł do Jenerała:</p>
<p>"Każ Pan, żeby się jeszcze kapela wstrzymała;</p>
<p>Wiesz, że dzisiaj synowca mego zaręczyny,</p>
<p>A dawnym obyczajem jest naszej rodziny</p>
<p>Zaręczać się i żenić przy wiejskiej muzyce.</p>
<p>Patrz, stoi cymbalista, skrzypak i kozice;</p>
<p>Poczciwi muzykanci - już się skrzypak zżyma,</p>
<p>A kobeźnik kłania się i żebrze oczyma;</p>
<p>Jeżeli ich odprawię, biedni będą płakać;</p>
<p>Lud przy innej muzyce nie potrafi skakać;</p>
<p>Niechaj ci zaczną, niech się i lud podweseli,</p>
<p>Potem będziem wybornej twej słuchać kapeli".</p>
<p>Dał znak. </p>
<p> </p>
<p>Skrzypak u sukni zakasał rękawek,</p>
<p>Ścisnął gryf krzepko, oparł brodę o podstawek</p>
<p>I smyk jak konia w zawód puścił po skrzypicy.</p>
<p>Na to hasło stojący obok kobeźnicy,</p>
<p>Jak gdyby w skrzydła bijąc, częstym ramion ruchem</p>
<p>Dmą w miechy i oblicza wypełniają duchem;</p>
<p>Myśliłbyś, że ta para w powietrze uleci,</p>
<p>Podobna do pyzatych Boreasza dzieci.</p>
<p>Brakło cymbałów. </p>
<p> </p>
<p>Było cymbalistów wielu,</p>
<p>Ale żaden z nich nie śmiał zagrać przy Jankielu</p>
<p>(Jankiel przez całą zimę nie wiedzieć gdzie bawił,</p>
<p>Teraz się nagle z głównym sztabem wojska zjawił).</p>
<p>Wiedzą wszyscy, że mu nikt na tym instrumencie</p>
<p>Nie wyrówna w biegłości, w guście i w talencie.</p>
<p>Proszą, ażeby zagrał, podają cymbały;</p>
<p>Żyd wzbrania się, powiada, że ręce zgrubiały,</p>
<p>Odwykł od grania, nie śmie i panów się wstydzi;</p>
<p>Kłaniając się umyka; gdy to Zosia widzi,</p>
<p>Podbiega i na białej podaje mu dłoni</p>
<p>Drążki, któremi zwykle mistrz we stróny dzwoni;</p>
<p>Drugą rączką po siwej brodzie starca głaska</p>
<p>I dygając: "Jankielu - mówi - jeśli łaska,</p>
<p>Wszak to me zaręczyny, zagrajże, Jankielu!</p>
<p>Wszak nieraz przyrzekałeś grać na mym weselu!"</p>
<p> </p>
<p>Jankiel nieźmiernie Zosię lubił; kiwnął brodą</p>
<p>Na znak, że nie odmawia; więc go w środek wiodą,</p>
<p>Podają krzesło, usiadł, cymbały przynoszą,</p>
<p>Kładą mu na kolanach. On patrzy z rozkoszą</p>
<p>I z dumą; jak weteran w służbę powołany,</p>
<p>Gdy wnuki ciężki jego miecz ciągną ze ściany,</p>
<p>Dziad śmieje się, choć miecza dawno nie miał w dłoni,</p>
<p>Lecz uczuł, że dłoń jeszcze nie zawiedzie broni.</p>
<p> </p>
<p>Tymczasem dwaj uczniowie przy cymbałach klęczą,</p>
<p>Stroją na nowo struny i probując brzęczą;</p>
<p>Jankiel z przymrużonemi na poły oczyma</p>
<p>Milczy i nieruchome drążki w palcach trzyma.</p>
<p> </p>
<p>Spuścił je, zrazu bijąc taktem tryumfalnym,</p>
<p>Potem gęściej siekł stróny jak deszczem nawalnym;</p>
<p>Dziwią się wszyscy - lecz to była tylko proba,</p>
<p>Bo wnet przerwał i w górę podniosł drążki oba.</p>
<p> </p>
<p>Znowu gra: już drżą drążki tak lekkiemi ruchy,</p>
<p>Jak gdyby zadzwoniło w stronę skrzydło muchy,</p>
<p>Wydając ciche, ledwie słyszalne brzęczenia.</p>
<p>Mistrz zawsze patrzył w niebo, czekając natchnienia.</p>
<p>Spójrzał z góry, instrument dumnym okiem zmierzył,</p>
<p>Wzniosł ręce, spuścił razem, w dwa drążki uderzył:</p>
<p>Zdumieli się słuchacze... </p>
<p>Razem ze strón wiela</p>
<p>Buchnął dźwięk, jakby cała janczarska kapela</p>
<p>Ozwała się z dzwonkami, z zelami, z bębenki.</p>
<p>Brzmi Polonez Trzeciego Maja! - Skoczne dźwięki</p>
<p>Radością oddychają, radością słuch poją,</p>
<p>Dziewki chcą tańczyć, chłopcy w miejscu nie dostoją -</p>
<p>Lecz starców myśli z dźwiękiem w przeszłość się uniosły,</p>
<p>W owe lata szczęśliwe, gdy senat i posły</p>
<p>Po dniu Trzeciego Maja w ratuszowej sali</p>
<p>Zgodzonego z narodem króla fetowali;</p>
<p>Gdy przy tańcu śpiewano: "Wiwat Król kochany!</p>
<p>Wiwat Sejm, wiwat Naród, wiwat wszystkie Stany!"</p>
<p> </p>
<p>Mistrz coraz takty nagli i tony natęża;</p>
<p>A wtem puścił fałszywy akord jak syk węża,</p>
<p>Jak zgrzyt żelaza po szkle - przejął wszystkich dreszczem</p>
<p>I wesołość pomięszał przeczuciem złowieszczem.</p>
<p>Zasmuceni, strwożeni, słuchacze zwątpili:</p>
<p>Czy instrument niestrojny? czy się muzyk myli?</p>
<p>Nie zmylił się mistrz taki! On umyślnie trąca</p>
<p>Wciąż tę zdradziecką stronę, melodyję zmąca,</p>
<p>Coraz głośniej targając akord rozdąsany,</p>
<p>Przeciwko zgodzie tonów skonfederowany;</p>
<p>Aż Klucznik pojął mistrza, zakrył ręką lica</p>
<p>I krzyknął: "Znam! znam głos ten! </p>
<p>to jest T a r g o w i c a!"</p>
<p>I wnet pękła ze świstem strona złowróżąca.</p>
<p> </p>
<p>Muzyk bieży do prymów, urywa takt, zmąca,</p>
<p>Porzuca prymy, bieży z drążkami do basów.</p>
<p>Słychać tysiące coraz głośniejszych hałasów,</p>
<p>Takt marszu, wojna, atak, szturm, słychać wystrzały,</p>
<p>Jęk dzieci, płacze matek. - Tak mistrz doskonały</p>
<p>Wydał okropność szturmu, że wieśniaczki drżały,</p>
<p>Przypominając sobie ze łzami boleści</p>
<p>R z e ź P r a g i, którą znały z pieśni i z powieści,</p>
<p>Rade, że mistrz na koniec strónami wszystkiemi</p>
<p>Zagrzmiał i głosy zdusił, jakby wbił do ziemi.</p>
<p> </p>
<p>Ledwie słuchacze mieli czas wyjść z zadziwienia,</p>
<p>Znowu muzyka inna - znów zrazu brzęczenia</p>
<p>Lekkie i ciche, kilka cienkich strónek jęczy,</p>
<p>Jak kilka much, gdy z siatki wyrwą się pajęcz?j.</p>
<p>Lecz strón coraz przybywa, już rozpierzchłe tony</p>
<p>Łączą się i akordów wiążą legijony,</p>
<p>I już w takt postępują zgodzonemi dźwięki,</p>
<p>Tworząc nutę żałosną tej sławnej piosenki:</p>
<p>O żołnierzu tułaczu, który borem, lasem</p>
<p>Idzie, z biedy i z głodu przymierając czasem,</p>
<p>Na koniec pada u nóg konika wiernego,</p>
<p>A konik nogą grzebie mogiłę dla niego.</p>
<p> </p>
<p>Piosenka stara, wojsku polskiemu tak miła!</p>
<p>Poznali ją żołnierze, wiara się skupiła</p>
<p>Wkoło mistrza; słuchają, wspominają sobie</p>
<p>Ów czas okropny, kiedy na Ojczyzny grobie</p>
<p>Zanucili tę piosnkę i poszli w kraj świata;</p>
<p>Przywodzą na myśl długie swej wędrówki lata</p>
<p>Po lądach, morzach, piaskach gorących i mrozie,</p>
<p>Pośrodku obcych ludów, gdzie często w obozie</p>
<p>Cieszył ich i rozrzewniał ten śpiew narodowy.</p>
<p>Tak rozmyślając, smutnie pochylili głowy.</p>
<p> </p>
<p>Ale je wnet podnieśli, bo mistrz tony wznosi,</p>
<p>Natęża, takty zmienia, cóś innego głosi.</p>
<p>I znowu spójrzał z góry, okiem struny zmierzył,</p>
<p>Złączył ręce, oburącz w dwa drążki uderzył:</p>
<p>Uderzenie tak sztuczne, tak było potężne,</p>
<p>Że stróny zadzwoniły jak trąby mosiężne</p>
<p>I z trąb znana piosenka ku niebu wionęła,</p>
<p>Marsz tryumfalny: "Jeszcze Polska nie zginęła!"</p>
<p>"Marsz, Dąbrowski, do Polski!" - I wszyscy klasnęli,</p>
<p>I wszyscy "Marsz Dąbrowski" chorem okrzyknęli!</p>
<p> </p>
<p>Muzyk, jakby sam swojej dziwił się piosence,</p>
<p>Upuścił drążki z palców, podniosł w górę ręce,</p>
<p>Czapka lisia spadła mu z głowy na ramiona,</p>
<p>Powiewała poważnie broda podniesiona,</p>
<p>Na jagodach miał kręgi dziwnego rumieńca,</p>
<p>We wzroku, ducha pełnym, błyszczał żar młodzieńca,</p>
<p>Aż gdy na Dąbrowskiego starzec oczy zwrócił,</p>
<p>Zakrył rękami, spod rąk łez potok się rzucił:</p>
<p>"Jenerale! - rzekł - ciebie długo Litwa nasza</p>
<p>Czekała... długo, jak my Żydzi Mesyjasza.</p>
<p>Ciebie prorokowali dawno między ludem</p>
<p>Śpiewaki, ciebie niebo obwieściło cudem.</p>
<p>Żyj i wojuj, o, ty nasz!..."</p>
<p>Mówiąc, ciągle szlochał.</p>
<p>Żyd poczciwy Ojczyznę jako Polak kochał!</p>
<p>Dąbrowski mu podawał rękę i dziękował,</p>
<p>On, czapkę zdjąwszy, wodza rękę ucałował.</p>
<p> </p>
<p>Poloneza czas zacząć. - Podkomorzy rusza</p>
<p>I z lekka zarzuciwszy wyloty kontusza,</p>
<p>I wąsa podkręcając, podał rękę Zosi,</p>
<p>I skłoniwszy się grzecznie, w pierwszą parę prosi.</p>
<p>Za Podkomorzym szereg w pary się gromadzi;</p>
<p>Dano hasło, zaczęto taniec - on prowadzi.</p>
<p> </p>
<p>Nad murawą czerwone połyskają buty,</p>
<p>Bije blask z karabeli, świeci się pas suty,</p>
<p>A on stąpa powoli, niby od niechcenia;</p>
<p>Ale z każdego kroku, z każdego ruszenia</p>
<p>Można tancerza czucia i myśli wyczytać: </p>
<p>Oto stanął, jak gdyby chciał swą damę pytać,</p>
<p>Pochyla ku niej głowę, chce szepnąć do ucha;</p>
<p>Dama głowę odwraca, wstydzi się, nie słucha,</p>
<p>On zdjął konfederatkę, kłania się pokornie,</p>
<p>Dama raczyła spójrzeć, lecz milczy upornie;</p>
<p>On krok zwalnia, oczyma jej spójrzenie śledzi</p>
<p>I zaśmiał się na koniec - rad z jej odpowiedzi,</p>
<p>Stąpa prędzej, pogląda na rywalów z góry</p>
<p>I swą konfederatkę z czaplinymi pióry</p>
<p>To na czole zawiesza, to nad czołem wstrząsa,</p>
<p>Aż włożył ją na bakier i podkręcił wąsa.</p>
<p>Idzie; wszyscy zazdroszczą, biegą w jego ślady,</p>
<p>On by rad ze swą damą wymknąć się z gromady;</p>
<p>Czasem staje na miejscu, rękę grzecznie wznosi</p>
<p>I żeby mimo przeszli, pokornie ich prosi;</p>
<p>Czasem zamyśla zręcznie na bok się uchylić,</p>
<p>Odmienia drogę, rad by towarzyszów zmylić,</p>
<p>Lecz go szybkimi kroki ścigają natręty</p>
<p>I zewsząd obwijają tanecznemi skręty;</p>
<p>Więc gniewa się, prawicę na rękojeść składa,</p>
<p>Jakby rzekł: "Nie dbam o was, zazdrośnikom biada!"</p>
<p>Zwraca się z dumą w czole i z wyzwaniem w oku</p>
<p>Prosto w tłum; tłum tancerzy nie śmie dostać w kroku;</p>
<p>Ustępują mu z drogi i - zmieniwszy szyki,</p>
<p>Puszczają się znów za nim. </p>
<p>Brzmią zewsząd okrzyki:</p>
<p>"Ach, to może ostatni! patrzcie, patrzcie, młodzi,</p>
<p>Może ostatni, co tak poloneza wodzi!"</p>
<p> </p>
<p>I szły pary po parach hucznie i wesoło,</p>
<p>Rozkręcało się, znowu skręcało się koło,</p>
<p>Jak wąż olbrzymi, w tysiąc łamiący się zwojów;</p>
<p>Mieni się cętkowata, różna barwa strojów</p>
<p>Damskich, pańskich, żołnierskich, jak łuska błyszcząca,</p>
<p>Wyzłocona promieńmi zachodniego słońca</p>
<p>I odbita o ciemne murawy węzgłowia.</p>
<p>Wre taniec, brzmi muzyka, oklaski i zdrowia!</p>
<p> </p>
<p>Tylko kapral Dobrzyński Sak ani kapeli</p>
<p>Nie słucha, ani tańczy, ani się weseli.</p>
<p>Ręce w tył założywszy stoi zły, ponury,</p>
<p>Wspomina swe dawniejsze do Zosi konkury:</p>
<p>Jak lubił dla niej nosić kwiaty, pleść koszyczki,</p>
<p>Wybierać gniazda ptasie, robić zauszniczki.</p>
<p>Niewdzięczna! chociaż tyle pięknych darów strwonił,</p>
<p>Choć przed nim uciekała, choć mu ojciec bronił,</p>
<p>On jeszcze!... Ile razy na parkanie siadał,</p>
<p>By ją dójrzeć przez okna! w konopie się wkradał,</p>
<p>Żeby patrzeć, jak ona pleła swe ogródki,</p>
<p>Rwała ogórki albo karmiła kogutki.</p>
<p>Niewdzięczna! Spuścił głowę, i na koniec świsnął</p>
<p>Mazurka, potem kaszkiet na uszy nacisnął</p>
<p>I szedł w obóz, gdzie stała przy armatach warta;</p>
<p>Tam dla rozerwania się zaczął grać w drużbarta</p>
<p>Z wiarusami, kielichem osładzając żałość.</p>
<p>Taka była dla Zosi Dobrzyńskiego stałość.</p>
<p> </p>
<p>Zosia tańczy wesoło; lecz choć w pierwszej parze,</p>
<p>Ledwie widna z daleka; na wielkim obszarze</p>
<p>Zarosłego dziedzińca, w zielonej sukience,</p>
<p>Ustrojona w równianki i w kwieciste wieńce,</p>
<p>Śród traw i kwiatów krąży niewidzialnym lotem,</p>
<p>Rządząc tańcem, jak anioł nocnych gwiazd obrotem:</p>
<p>Zgadniesz, gdzie jest, bo ku niej obrócone oczy,</p>
<p>Wyciągnięte ramiona, ku niej zgiełk się tłoczy.</p>
<p>Darmo się Podkomorzy zostać przy niej sili;</p>
<p>Zazdrośnicy już z pierwszej pary go odbili;</p>
<p>I szczęśliwy Dąbrowski niedługo się cieszył,</p>
<p>Ustąpił ją drugiemu, a już trzeci śpieszył;</p>
<p>I ten, zaraz odbity, odszedł bez nadziei.</p>
<p>Aż Zosia, już strudzona, spotkała z kolei</p>
<p>Tadeusza, i dalszej lękając się zmiany,</p>
<p>I chcąc przy nim pozostać, zakończyła tany.</p>
<p>Idzie do stołu gościom nalewać kielichy.</p>
<p> </p>
<p>Słońce już gasło, wieczór był ciepły i cichy;</p>
<p>Okrąg niebios gdzieniegdzie chmurkami zasłany,</p>
<p>U góry błękitnawy, na zachód różany;</p>
<p>Chmurki wróżą pogodę, lekkie i świecące,</p>
<p>Tam jako trzody owiec na murawie śpiące,</p>
<p>Ówdzie nieco drobniejsze, jak stada cyranek.</p>
<p>Na zachód obłok na kształt rąbkowych firanek,</p>
<p>Przejrzysty, sfałdowany, po wierzchu perłowy,</p>
<p>Po brzegach pozłacany, w głębi purpurowy,</p>
<p>Jeszcze blaskiem zachodu tlił się i rozżarzał,</p>
<p>Aż powoli pożółkniał, zbladnął i poszarzał;</p>
<p>Słońce spuściło głowę, obłok zasunęło</p>
<p>I raz ciepłym powiewem westchnąwszy - usnęło.</p>
<p> </p>
<p>A szlachta ciągle pije i wiwaty wznosi:</p>
<p>Napoleona, Wodzów, Tadeusza, Zosi,</p>
<p>Wreszcie z kolei wszystkich trzech par zaręczonych,</p>
<p>Wszystkich gości obecnych, wszystkich zaproszonych,</p>
<p>Wszystkich przyjaciół, których kto żywych spamięta</p>
<p>I których zmarłych pamięć pozostała święta!</p>
<p>I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem,</p>
<p>A com widział i słyszał, w księgi umieściłem.</p>
<p> </p>
<p>KONIEC</p>
</div>